Panie, proszę Cię dlaczego gorzej jest,
Panie, nie zniosę, że dzieci dopada głód,
Oto Ziemia roni łzę, to Ziemia broni się,
Nadzieja goni mnie, do śmieci wpada płód,
To nie radości łzy, to bezsilności krzyk,
Bo bez litości my niszczymy siebie sami,
Mijają kolejne dni, to beznadziejne sny,
Rodzi się we mnie wstyd, burzymy mury, tamy,
Gdzie się podziali ludzie co pracowali w trudzie,
Co budowali w brudzie, bohaterowie czasów,
Bo my żyjemy w obłudzie, bo my gnijemy, ludzie,
Dokąd idziemy w tłumie, jako więźniowie strachu,
Jesteśmy potępieni, jesteśmy poniżeni,
Zostaniemy pogrążeni z powodu naszej pychy,
Nie wierzę, że się to zmieni,
Będziemy rozliczeni, idziemy roztrzęsieni
Do przodu w parze z nikim.
Gdy czas zatrzyma się już,
Kolory niestety bledną,
Gdy Słońca nie nadejdzie wschód,
Nie bój się, podaj mi dłoń, podążaj ze mną.
Czuje, że cały płonę, spadam ze skały, tonę,
Bo opętały one, pozostawiły skazę,
Demony dorwały szponem,
Bo wypuściły płomień, złowrogiej siły, omen
Narodziły odrazę, bo my to ludzie chciwi,
W tej obłudzie fałszywi, w pokusie łapczywi,
Zagubieni na szlaku,
Nic już dzisiaj mnie nie zdziwi,
Liczą się tylko wpływy, kapitał szybko przybył,
My zaślepieni, brachu,
Pytam się Ciebie, tato, jedyny w niebie tato,
Dlaczego we mnie światło delikatnie się pali,
U wielu niestety zgasło, wielu niestety zazdrość
Zabrała wtedy na dno, bezwładnie odpływali,
Czuję, że stoję nagi, bardzo się boję plagi,
Ubiera zbroję Dawid, gotowy do wybuchu,
Gotowy, by czoła stawić, gotowy, by naprawić,
Gotowy, by zostawić niewolę tych łańcuchów.
Krzyż za bardzo ciąży, mimo to twardo dąży,
Mimo to warto dążyć, ona w końcu zapuka,
Każdy z nas na szlaku błądzi,
Wielu dzieciaków krąży, gorycz smaku pogrąży,
Na końcu kostucha, w duszy zalega kurz,
W sercu zalega gruz, dopada bieda tu,
Załamane istoty, gdzie się podział anioł stróż,
Ludzie ranią, cóż, ludzie wbijają nóż,
Te same kłopoty, ona w dłonie szlocha,
Bo jej syn tonie w prochach, był w jej łonie,
Kocha go bezwarunkowo,
Dla niej to niestety nokaut, bardzo kobiety szkoda,
Ma wielkie zakręty droga, życie karze surowo,
życie zamyka w dyby, to życie wita Syzyf,
Buntownika słyszysz, nie dam za wygraną,
Mogę tu pozostać z niczym,
Mogę nie sprostać w dziczy,
Zostawia chłosta sznyty, pozostawia nas z raną.